Medytacja – regularne praktykowanie

Medytacja, w jakiejkolwiek formie, nie zmieni nas, nie naprawi.
Nie spowoduje, że nasze życie odmieni się nie do poznania i przepełni nas niekończące się szczęście.
Medytacja nie jest żadnym planem naprawczym, coachingowym, nie jest od zmieniania czegokolwiek i kogokolwiek.
Rodzimy się piękni, mądrzy, współczujący, szczęśliwi. Rodzimy się wystarczający.
Jednak później różne okoliczności, po prostu – zwyczajne życie, wpływa na to kim się stajemy, co możemy dać sobie, co możemy ofiarować innym.
Medytujemy, by odnaleźć się w tym bałaganie życia.

Co może przynieść regularne praktykowanie?

– umiejętność rozpoznawania różnych stanów emocjonalnych, których doświadczasz z chwili na chwilę,

– mądre reagowanie na to, czego akurat doświadczasz, co Cię spotyka,
– skuteczne zatrzymywanie się, by sprawdzić „co się dzieje”, „jak się dzieje naprawdę”, „jak ja się z tym czuję”,

– wyłapywanie momentów przeciążenia – psychicznego, fizycznego i sięgania po sposoby, by się sobą zaopiekować i dać sobie wsparcie,
– widzenia płynącego życia w szerszej perspektywie – nie tylko tej na czubku Twojego nosa, która często przejawia się w schematach: „moje życie”, „mój smutek”, „nikt nie doświadcza takich trudności, jak ja”, itd.,
– budowanie bliskiej, życzliwej i wspierającej relacji ze sobą oraz z innymi,
– budowanie wewnętrznej siły – „poznaje siebie, jestem przy sobie, mogę polegać na sobie i swoich decyzjach”,
– kreatywne myślenie i odwagę realizacji pomysłów,

– lepszą jakość snu i funkcjonowania w ciągu dnia, nawet w chwilach zmęczenia,
 itd., itd., itd.

Przeczytajcie, jak pisze o tym Pema Cziedryn w swojej książce „Mądrość nieuciekania”:
„To nie jest żaden „plan zbawienia”, nie chodzi o to, byśmy starali się stać lepszymi, niż jesteśmy. Być może ktoś jest wybuchowy i czuje, że krzywdzi siebie i innych.
Myśli może, że medytując tu przez tydzień czy miesiąc, pozbędzie się swoich złych nawyków, stanie się tym dobrym, łagodnym człowiekiem, którym zawsze pragnął być. Z jego delikatnych usteczek nie padnie już nigdy więcej brutalne słowo.

Otóż, po pierwsze, chęć zmieniania siebie jest zasadniczo formą autoagresji. Po drugie, tak się składa – szczęśliwie czy nie – że w naszych słabościach jednocześnie zawiera się nasza wspaniałość. Nasze neurozy i nasza mądrość są utkane z tej samej materii. Jeśli zabijemy w sobie neurozy, zabijemy tez mądrość.

Człowiek wybuchowy to przecież jednocześnie człowiek obdarzony ogromną energią – to właśnie ta siła nadaje charakter jego osobowości. To ona tak w nim zachwyca. Nie chodzi więc o to, by stłumić w sobie złość, ale aby się z nią zaprzyjaźnić, zobaczyć ją wyraźnie – z precyzją i łagodnością. Nie mów sobie, że jesteś złym człowiekiem, ale też nie próbuj utwierdzać się w słuszności swojego zachowania: „Dobrze zrobiłem. Miałem rację, że tak zrobiłem. Ludzie są przecież okropni. Nic dziwnego, że cały czas się na nich wściekam”.

Łagodne spojrzenie na siebie to podejście, które pozwala nie tłumić złości, ale też nie daje jej nad tobą władzy. To delikatność i otwartość serca. To uczenie się, jak – uznając w pełni swoją złość i uświadamiając sobie, kim jesteś i co robisz – stopniowo się rozluźniać. To uczenie się, ze zamiast podawać w kółko te same uzasadnienia swojej złości, możesz uważnie obserwować, co właściwie robisz.

Zatem niezależnie od tego, czy chodzi o uczucie agresji, rozpaczy czy zazdrości czy lęk przed depresją – nie próbując go w sobie tłumić – spróbuj raczej się z nim zaprzyjaźnić. Staraj się poznać je dogłębnie, lecz z wyrozumiałością. Potem, doświadczywszy w pełni tego uczucia, naucz się rozluźniać.
Medytacja rozwija w nas precyzję, łagodność i umiejętność rozluźniania się – właściwości, które są nam wrodzone. Nie musimy ich w sobie wykształcać, musimy tylko odkryć je w sobie na nowo, rozwijać i pielęgnować”.

podaj dalej →